Legionisci.com




2205061





W sezonie 1968/69 wydarzyła się historia, o której głośno do dziś. 4 czerca 1969 roku Legia przyjmowała na Łazienkowskiej szczecińską Pogoń. Była ładna, już prawie letnia pogoda, więc w środowy wieczór na stadion Wojska Polskiego przyszło dwanaście tysięcy kibiców. Legioniści zajmowali pierwsze miejsce w tabeli, do końca rozgrywek zostało już niewiele meczów, a Górnik Zabrze z Włodzimierzem Lubańskim na czele czekał na każde potknięcie wojskowych. Miał do nich tylko jeden punkt straty. Pozostałe drużyny w rywalizacji o tytuł Mistrza już się nie liczyły. Zainteresowanie spotkaniem było spore, a atmosfera gorąca. Taka była tamta wiosna w stolicy. Kibice oszaleli na punkcie Vejvody i jego graczy. Pogoń grała przeciętnie, ale miała w ataku dwóch groźnych piłkarzy - Zenona Kasztelana i Mariana Kielca. Kibice Legii nie mieli obaw o wynik, gdy już w trzeciej minucie prowadzenie uzyskał Brychyczy, w kolejnych minutach Deyna podwyższył na 2:0, a tuż przed gwizdkiem oznajmującym przerwę, Pieszko strzelił na 3:0. W trakcie przerwy na stadionie trwało święto. Po piętnastu minutach zapalono jupitery, a piłkarze zmienili strony. Teraz Legia atakowała na bramkę od strony Torwaru. Grotyński w bramce się nudził, a koncert legionistów trwał. Żmijewski i Pieszko zdobyli kolejne gole i było już 5:0 !!! Do końca zostały trzy minuty, ale nikt nie opuszczał stadionu. Należało zostać, by schodzącym piłkarzom podziękować za wspaniałe widowisko. Dzięki temu dwanaście tysięcy kibiców zobaczyło coś, co zdarza się pewnie raz na kilkadziesiąt lat. Bramkarz Pogoni Janusz Białek popełnił wykroczenie metr za linią pola karnego, na wprost bramki. Sędzia z Olsztyna, Włodzimierz Sekuła, podyktował rzut wolny bezpośredni. Deyna strzelił w typowy dla siebie sposób. Podkręcił piłkę wewnętrzną częścią prawej stopy tak, że ominęła mur, zbudowany z zawodników Pogoni, i wpadła w okienko bramki, z lewej strony Białka. Szał jaki zapanował na trybunach, zagłuszył gwizdek sędziego, który dopatrzył się jakiegoś regulaminowego uchybienia i gola nie uznał. Nikt później nie usiłował nawet pytać arbitra jaki miał powód, bo następne wydarzenia sprawiły, iż decyzja sędziego przestała mieć znaczenie. Sędzia nakazał powtórzenie rzutu wolnego. Dla Kazika stanowiło to wyzwanie. Dla Białka i muru jego zawodników również. Stanęli w siedmiu, wydawało się, że zakryją całą bramkę, wyciągając wnioski z poprzedniego uderzenia. Tym razem Deyna kopnął piłkę zupełnie inaczej. Rotacja była mniejsza, potrzebna na tyle, by ominąć mur nisko, obok nóg piłkarzy Pogoni. I nim dobry bramkarz, zdążył się zorientować co się dzieje, piłka leżała już w dolnym roku jego bramki. Czegoś takiego ten stadion nie widział, choć grali na nim najlepsi piłkarze Europy.

Od meczu z Pogonią upłynęły niecałe trzy tygodnie. Na Łazienkowską przyjechał wciąż aktualny Mistrz, chorzowski Ruch, z bardzo dobrymi piłkarzami - Piechniczkiem, Maszczykiem, Faberem, Hermanem, Bemem i Bulą, którego na Śląsku kibice uważali za lepszego od Deyny. Ten mecz decydował o tytule Mistrza Polski na sezon 1968/69. I był godny stawki. Ten mecz był jednym z najlepszych, jakie rozegrano na stadionie Wojska Polskiego. Legia wygrała 6:2, prowadząc 4:1 do przerwy. Deyna i Pieszko strzelili po dwa gole, Gadocha i Żmijewski po jednym. Dla Ruchu Maszczyk i Faber z karnego. Na trybunach zabrakło wolnych miejsc. Ponad dwadzieścia tysięcy kibiców doznało szoku. Jarosłav Vejvoda powędrował do szatni na rękach piłkarzy. Kilku z nich zanieśli tam kibice, zdejmując z idoli zielone koszulki z charakterystyczną literą "L" w kółeczku. To wszystko działo się w niedzielę, 22 czerwca 1969 roku. Było to jednocześnie ukoronowanie trzyletniej pracy Jarosława Vejvody, który przejął Legie 1 lipca 1966 roku. Legia zdobyła tytuł Mistrza Polski. Wiosną 1969 roku, lecąc z Legią do Poznania, warszawski bohater poznał na lotnisku Okęcie dziewczynę. Adorował ją przez całą drogę. W Poznaniu już wiedział wszystko. Nazywała się Mariola, a numer telefonu zapisała na "Przeglądzie Sportowym". Na rozmowy międzymiastowe wydawał coraz większe pieniądze. Uczucie było tak głębokie, że zdarzało mu się po przedpołudniowym treningu brać taksówkę z Legii na Okęcie, lecieć do Poznania, spotkać się z Mariolą i wrócić samolotem na trening popołudniowy. Nie mogło się to skończyć inaczej niż w kościele. Ślub odbył się w Poznaniu, 25 lipca 1970 roku. Świadkami byli dwaj najbliżsi koledzy - Bernard Blaut i Władysław Stachurski. Wkrótce młoda para otrzymała mieszkanie na Puławskiej, po trenerze Vejvodzie. Dwa pokoje z kuchnią. Tuż przed wyjazdem Kazika na Igrzyska Olimpijskie do Monachium przeprowadzili się do ich drugiego wspólnego i ostatniego w Warszawie mieszkania w budynku na rogu Świętokrzyskiej i Emilii Plater. Z widokiem na Pałac Kultury. Wróćmy jednak na boisko.24 kwietnia 1968 roku, na Stadion Śląskim w Chorzowie. Reprezentacja Polski, którą prowadził Ryszard Koncewicz, wygrała z Turcją 8:0. Wtedy też Kazik zadebiutował w kadrze grając przez 45 minut pierwszej połowy. Do końca lat sześćdziesiątych, a więc przez kilkanaście lat historii najstarszych rozgrywek - o Puchar Mistrzów, Polacy nie odnosili w nich żadnych sukcesów. Aż do jesieni 1969 roku i całego roku następnego, kiedy to Legia stała się jedną z najpopularniejszych drużyn na starym kontynencie. Zaczęło się o niej mówić tak jak o Realu, Benfice, Interze czy Milanie. To były najpiękniejsze lata, Legia na progu futbolowej Europy. W 1969 i 1970 roku Legia zdobywa Mistrzostwo Polski i z powodzeniem gra w Europejskich Pucharach. Wiosną 1970 bez większych problemów pokonała Galatasaray, a wszystkie trzy gole w obydwu meczach strzelił 36-letni Lucjan Brychyczy, dzięki czemu Legia jako pierwsza polska drużyna, znalazła się w grupie czterech najlepszych w Europie.

10 września 1972 roku Reprezentacja Polski pod wodzą Kazimierza Górskiego, zdobywa złoty medal na Igrzyskach Olimpijskich w Monachium, a Kazik zostaje królem strzelców turnieju z 9 golami. Igrzyska Olimpijskie w Monachium stanowiły w życiu Deyny pewnego rodzaju przełom. O ile do tej pory większą popularnością w Polsce cieszył się Lubański, a grono zwolenników Kazia systematycznie się zwiększało, o tyle rok 1972 chyba te proporcje zmienił. Dwa kolejne lata zdecydowały o tym, że pozycja Deyny, jako Pierwszego Polskiego Piłkarza Rzeczpospolitej dla nikogo - bez względu na sympatię - nie ulegała wątpliwości. Kraj był jednak nadal podzielony na tych, którzy byli za Lubańskim oraz na tych, którzy kochali Kazika. Na igrzyskach obaj zdobyli złote medale, ale więcej sympatii zyskał Deyna. Deynę chciał każdy klub w Polsce, ale kiedy Legia "nabrała praw własności", żaden nie był w stanie go kupić. Nie miał możliwości finansowych, ani innych szans. Wtedy też Kazimierz Deyna stał się wschodzącą gwiazdą polskiego futbolu, który podbijał Europę, został sklasyfikowany na 6 miejscu wg "France Football" na najlepszego gracza kontynentu.

27 września 1972 - data ta jest ważna, bo tego dnia Legia ustanowiła rekord i pokonała Vikingur aż 9:0! "W nagrodę" przyjechał AC Milan, zdobywca Pucharu Europy i Pucharu Świata. Na Stadion Dziesięciolecia przybyło mniej więcej tyle samo ludzi, ile przyszłoby na Łazienkowską, ale na tym gigancie nie było ich widać. Oczywiście nie dlatego Legia rozegrała słaby mecz. Pierwszą bramkę strzelili nawet goście, na kwadrans przed końcem. Legia wyrównała w chwilę później, ale okoliczności w jakich do tego doszło zasługują na chwilę wspomnień. Romeo Benetti, który pilnował Kazimierza Deynę, uznał w pewnym momencie, że za linią środkową Polak nie jest groźny. Pozwolił mu na podanie piłki na lewe skrzydło i na chwilę przestał o nim myśleć, sądząc zapewne, że skoro Deyna pozbył się piłki, to już w tej akcji nie będzie brał udziału. Ale "Kaka" zrobił coś, co w końcówce meczu zasługiwało na uznanie. Pobiegł jak mógł najszybciej środkiem boiska, czując instynktownie co może się stać. Miał szczęście, że partner do którego podał - Stefan Białas - w tym momencie myślał na tych samych częstotliwościach. Coś takiego zdarza się w ważnych meczach piłkarskich raz na kilka lat. Kiedy Deyna biegł do bramki licząc na podanie od Białasa i nim zdążył do niego krzyknąć - teraz!- mocno podana piłka toczyła się już w jego kierunku. Kopnął ją z całych sił, prostym podbiciem tak mocno i celnie, że wpadła do siatki, ocierając się o poprzeczkę. Trafił w sam środek, ale bramkarz Pierangelo Belli nie zdążył podnieść rąk. Kiedy zobaczył piłkę w siatce zaczął... bić brawo Deynie! Dziesiątki wspaniałych piłkarzy grało na Stadionie Dziesięciolecia, ale tak pięknego gola chyba nikt tam nigdy nie zdobył!

Na jesieni 1973 słabe mecze wojskowych znalazły się w cieniu występów reprezentacji, która po zwycięstwie nad Walią i remisem z Anglia na Wembley awansowała po raz pierwszy po wojnie do finałów Mistrzostw Świata. Trzej przedstawiciele Legii - Ćmikiewicz,Gadocha i Deyna należeli do najlepszych, a tercet - Górski, Strejlau i Gmoch - też w komplecie tworzyli...legioniści! W połowie 1973 roku przyszedł na świat syn Kazimierza - Norbert Kazimierz Sebastian.

następna strona >>>   

2004-2024 © Ciniak. Projekt i realizacja: legionisci.com. Wszelkie prawa zastrzeżone.